13
autor: Marshall Roosevelt
Wzruszyła ramionami. Znała się na maszynach, nie zwierzętach. Jej doświadczenie ze zwierzętami gospodarczymi było jeszcze mniejsze, niż rudowłosej. Co prawda jej dzieci wyżebrały kiedyś u niej możliwość posiadania pupila - ale były już wtedy nastolatkami i to na ich barkach spoczywała opieka nad zwierzakiem. Wkład Marshall ograniczał się niemal tylko do opłacania weterynarza i koniecznej wyprawki. No i oczywiście… nie była to koza. W czasach jej młodości normalnym było przywiązanie psa w jednym miejscu i choć obecnie większość ludzi patrzyła na to negatywnie, Marshall zakładała, że przywiązanie gdzieś kozy na kilka minut nie powinno być czymś aż tak okrutnym. - A bo ja wiem? Ludzie wiążą konie. Może kozy też można.
- Przebudować ogrodzenie? Teraz, tak na miejscu? - prychnęła, jakby rudowłosa rzuciła w jej stronę jakimś żartem. - To zajmie przynajmniej kilka godzin. Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek dał radę załatwić to jeszcze dzisiaj. - zwłaszcza z nadchodzącym niedługo spotkaniem cała dywizja będzie zajęta. Raczej nie znajdzie się nikt, kto na ostatnią chwilę będzie mógł zająć się ogrodzeniem, jeśli był to projekt o niewielkiej wadze. Gdyby coś się zepsuło i wymagało natychmiastowej naprawy, pewnie - Marshall sama pofatygowałaby się tam rzucając spotkanie w cholerę, ale jedna mała kózka przeciskająca się między sztachetami raczej nie czyniła tego sprawą wymagającą natychmiastowej pomocy. - Mogę wysłać kogoś najwcześniej po obiedzie i to tylko, jeśli znajdzie się ktoś wolny.
Być może Sophie miała szczęście, że rozmawiała akurat z Marshall. Być może kto inny, zauroczony maleńką, słodziutką kózką powiedziałby dziewczynie, że nie ma problemu ze zwierzakami w warsztacie i stołówce, ostatecznie nie rozwiązując w żaden sposób problemu. Zamiast tego Marshall westchnęła głęboko, przewróciła oczami i odeszła od stołu, sięgając do jednej z szafek, by wydobyć z niej kilka metrów liny. Sophie mogła dostrzec, jak kobieta wiąże na jej końcu dwie pętle, tworząc z niej improwizowane szelki - po czym podała je rudowłosej, oczami nadal ciskając gromy w stronę kozy. - Masz. Wystarczy póki nie damy rady zamknąć jej gdzieś na dobre.
…i jak na zawołanie za drzwiami usłyszała głos Aleksa. Westchnęła raz jeszcze. - A jak myślisz, co? - odkrzyknęła. Gdzie indziej miała być? Wygląda na to, że czas na pracę nad stołem dobiegł końca. Kręcąc lekko głową wróciła do stołu - tylko po to, żeby odłożyć piłę i papier ścierny na ich miejsca. Z dźwięku silnika na zewnątrz założyła, że “mała robótka” była natury samochodowej, a kolejne słowa mężczyzny potwierdziły to. Piła i papier raczej na niewiele się tu przydadzą. Zamiast tego złapała swoją podręczną skrzynkę z narzędziami i wyszła przed warsztat, stając przy samochodzie i przez kilka sekund obserwując próby Wermilio.
- Co tym razem zepsułeś? - rzuciła, zakładając ręce na piersi. Pewnie, wiedziała doskonale, że to nie jego wina - ale miała chyba prawo być nieco poirytowana, że przerwano jej kolejną już dzisiaj robotę. Zakładała, że Aleks niespecjalnie przejmie się jej zaczepką. - Myślałam, że za chwilę mamy spotkanie? Nie masz chyba zamiaru kazać mi naprawić całe auta w pięć minut. Jestem dobra, ale cudotwórcą nie jestem.
@Mistrz Gry Maggie @Aleks Wermilio