•  


    Gdzieś nad miejscowością Green Mountain Falls niebo rozświetliły fajerwerki. Widać je mniej lub bardziej wyraźnie z Colorado Springs lub okolic.

    Malcolm, Rosa, Lexie wyjechali wraz z nieznajomą Camille do Akademii Lotników, by spotkać się z grupą, która ocaliła Gaby i Elizabeth i żąda okupu.


    Bazując na rozmowach z krótkofalówek, wygląda na to, że z farmy wyruszyła grupa, transportując zwierzęta i zapasy w stronę instytutu.


    Malcolm przydzielił ekipie w Instytucie istotne zadania, między innymi przygotowanie budynku na przyjęcie zwierząt czy patrole.


    Erwin, Jeff i Ethan zbierają się, by pojechać po wodę.


    Claire, Shin i Elena wyjechały w stronę konwoju z farmy, by zapewnić im wsparcie w transporcie.


    Część piwnicy Instytutu się zawaliła, a kilka osób z grupy zaginęło.

    Mmaggie

    Główny Mistrz Gry

    Morowsky

    Admin

    Plamczak66

    Admin

    Saycia

    Mistrz Gry

    Pogoda

    Noc, 29 maja 2023

    Lasy Kolorado, Blue Rock Institute

    Mamy 26° w dzień
    W nocy 19°

    WHAT COMES AFTER

     

Podróż - Farma Gibsonów - Instytut

Awatar użytkownika

Wyt

0

Sil

1

Zmy

0

Cha

2

Zre

0

Int

2

Szc

0

- Stare plany budowlane (?)
- Nóż myśliwski
- Pół opakowania leków przeciwbólowych
- Notes, pełen notatek i kilku starych zdjęć & ołówek z gumką
- Rękawice robocze
- Podwędzone z konwoju podstawowe narzędzia
Zdrowa

Przy sobie:

- Stare plany budowlane (?)
- Nóż myśliwski
- Pół opakowania leków przeciwbólowych
- Notes, pełen notatek i kilku starych zdjęć & ołówek z gumką
- Rękawice robocze
- Podwędzone z konwoju podstawowe narzędzia
Zdrowa
41
Zdrowa
- Stare plany budowlane (?)
- Nóż myśliwski
- Pół opakowania leków przeciwbólowych
- Notes, pełen notatek i kilku starych zdjęć & ołówek z gumką
- Rękawice robocze
- Podwędzone z konwoju podstawowe narzędzia
Spodziewała się czegoś niewielkiego. Śladu buta w lepkim błocie, włosów lub skrawków ubrań zaczepionych o chaszcze, może czegoś innego potencjalnie świadczącego o ludzkiej obecności.
Nie tego, że niczym przerażony zając, wyskoczy przed nimi młody chłopak i rzuci się do ucieczki przed siebie, usiłując prześcignąć snop światła, który oświetlał okolice.

Czyli Oliver miał pełną rację. Paranoja paranoją, ale faktycznie wypatrzył w ciemnościach coś podejrzanego.

Marshall gwałtownie wypuściła z płuc powietrze i już miała rzucić się w pogoń (choć powiedzmy sobie szczerze, nigdy nie była z niej specjalnie szybka atletka, a młodzik był pewnie że trzydzieści lat młodszy, więc jej szanse nie malowały się specjalnie wesołymi kolorami), kiedy za nią rozległ się huk strzału. Kula świsnęła obok - Marshall wydawało się, że tuż obok jej ucha. Wzdrygnęła się i na ułamek sekundy wrosła w ziemię.

- Kurwa mać..! - syknęła. To Langley, do chłopaka. Nie ktoś schowany po krzakach do nich, dzięki Bogu. Nie była pewna, czy pocisk trafił w celu - a jeśli tak, to gdzie. Czy młodzik miał zaraz opaść na ziemię, martwy? Czy oberwał w rękę i miał zamiar kontynuować bieg? A może strzał, wykonany w pośpiechu, pod wpływem emocji, poleci gdzieś na bok? Roosevelt zareagowała, nie będąc pewna.

- Stój, albo dostaniesz jeszcze raz! - krzyknęła w stronę sylwetki. Zakładała, że broń Oliviera miała w sobie jeszcze kilka pocisków, a wizja podziurawienia powstrzyma chłopaka od dalszej ucieczki. Najlepiej byłoby go złapać żywego. Dopytać, czego chciał i dlaczego ich obserwował. Wcześniejsze komunikaty w krótkofalówkach wspominały coś o innych grupach w okolicy. Wcześniej tego dnia również wpadli na innych… dobrze byłoby dowiedzieć się, do jakiej grupy przynależy.

Natychmiast po wypowiedzeniu tych słów, kobieta znów rzuciła się do biegu w stronę uciekiniera. Już po kilkunastu metrach zadyszała mocniej - zdecydowanie nie była do tego stworzona…

@Mistrz Gry Maggie @Oliver Langley
Czy uda się zatrzymać uciekiniera wizją dalszych strzałów?

Trudny rzut na charyzmę (2)

1

[1]+2-1 = 2

Nie udało się

Podróż - Farma Gibsonów - Instytut

Awatar użytkownika

Wyt

1

Sil

1

Zmy

1

Cha

1

Zre

1

Int

1

Szc

0

wszystko i nic
Boli głowa

Przy sobie:

wszystko i nic
Boli głowa
42
Boli głowa
wszystko i nic
Było ciemno, więc trafienie kogoś, kto był już zbyt daleko, by go gonić, nie należało do najłatwiejszych wyzwań. Oliver wystrzelił pocisk, jednak sylwetka nadal poruszała się w krzakach — nie trafił, a przynajmniej nie tak, jak początkowo zakładał. Aczkolwiek ewidentnie coś spowolniło tego uciekiniera, jednak po chwili zniknął pomiędzy drzewami. Być może Oliver musnął go?

Marshall zdecydowała się na nieco inne podejście, bardziej dyplomatyczne. W jej przypadku również nie było to aż tak łatwe, ponieważ uciekinier był daleko i mógł nie do końca słyszeć, co właściwie powiedziała. No i przede wszystkim nie mógł on widzieć jej postury czy wyrazu twarzy, toteż przestraszyć się aż tak nie mógł.

@Oliver Langley @Marshall Roosevelt

Podróż - Farma Gibsonów - Instytut

Awatar użytkownika

Wyt

0

Sil

0

Zmy

0

Cha

1

Zre

0

Int

2

Szc

0

Broń - Półautomat do polowań Winchester - typowa broń myśliwska z lunetą
Dwa opakowania naboi po 30 sztuk każde
Stary skórzany plecak impregnowany woskiem
Okulary
Leki w tym: nasercowe z nitrogliceryną, całe opakowanie przeciwbólowego- przeciwzapalnego, maść końska na stawy i aspiryna
Zapalniczka
Duża puszka metalowa a w niej: zawinięte w chusty impregnowane woskiem- 10 krakersów nazywanych chlebem piratów, własnej roboty wysuszone kawałki bulionu wołowo- warzywnego, zapałki sztormowe, zestaw żyłki z haczykiem i spławikiem, suszona wołowina około 6 listków, metalowa płyta z otworami, nawierceniami, chropowata i ząbkowana - wygląda jak jedno z narzędzi surwiwalowych, hubka oraz krzesiwo i kawałek uszczypniętego wosku pszczelego.
Siekiera i nóż myśliwki
Dwie manierki, jedna z wodą a druga zawierająca bimber
Krótkofalówka
Pełnia zdrowia

Przy sobie:

Broń - Półautomat do polowań Winchester - typowa broń myśliwska z lunetą
Dwa opakowania naboi po 30 sztuk każde
Stary skórzany plecak impregnowany woskiem
Okulary
Leki w tym: nasercowe z nitrogliceryną, całe opakowanie przeciwbólowego- przeciwzapalnego, maść końska na stawy i aspiryna
Zapalniczka
Duża puszka metalowa a w niej: zawinięte w chusty impregnowane woskiem- 10 krakersów nazywanych chlebem piratów, własnej roboty wysuszone kawałki bulionu wołowo- warzywnego, zapałki sztormowe, zestaw żyłki z haczykiem i spławikiem, suszona wołowina około 6 listków, metalowa płyta z otworami, nawierceniami, chropowata i ząbkowana - wygląda jak jedno z narzędzi surwiwalowych, hubka oraz krzesiwo i kawałek uszczypniętego wosku pszczelego.
Siekiera i nóż myśliwki
Dwie manierki, jedna z wodą a druga zawierająca bimber
Krótkofalówka
Pełnia zdrowia
43
Pełnia zdrowia
Broń - Półautomat do polowań Winchester - typowa broń myśliwska z lunetą
Dwa opakowania naboi po 30 sztuk każde
Stary skórzany plecak impregnowany woskiem
Okulary
Leki w tym: nasercowe z nitrogliceryną, całe opakowanie przeciwbólowego- przeciwzapalnego, maść końska na stawy i aspiryna
Zapalniczka
Duża puszka metalowa a w niej: zawinięte w chusty impregnowane woskiem- 10 krakersów nazywanych chlebem piratów, własnej roboty wysuszone kawałki bulionu wołowo- warzywnego, zapałki sztormowe, zestaw żyłki z haczykiem i spławikiem, suszona wołowina około 6 listków, metalowa płyta z otworami, nawierceniami, chropowata i ząbkowana - wygląda jak jedno z narzędzi surwiwalowych, hubka oraz krzesiwo i kawałek uszczypniętego wosku pszczelego.
Siekiera i nóż myśliwki
Dwie manierki, jedna z wodą a druga zawierająca bimber
Gibson szybko łączył fakty. Okaleczona klacz, wycięty cielak z krowy i ubrudzone krwią dłonie Jake’a — człowieka, którego zawsze uważał za bardziej ugodowego. W jego oczach Jake był jak golden retriever – zbyt miły, zbyt ułożony, zbyt bylejaki. Typ, który na emocjonalne kopniaki reagował lizaniem po dłoniach sprawcy swojego cierpienia. Tym bardziej teraz coś się w nim nie zgadzało. To, co zobaczył, nie pasowało do tamtego człowieka.
Słuchał słów Chrisa o tym, że „zawsze coś się traci po drodze” i miał wrażenie, że to nie była informacja, a ostrzeżenie. Ten gnojek zawsze był bardziej wilkiem — zdziczałym, nieustępliwym, gotowym rozszarpać każdego, kogo uznał za zagrożenie. Na farmie jego agresja miała ujście w ciężkiej pracy, ale teraz… na otwartym terenie, bez zasad i świadków, było w nim coś niebezpiecznie spokojnego.
— Wyciągnąłeś z poranionej krowy cielaka? — zapytał, jakby wciąż liczył, że to pomyłka, że krowa już nie żyła. Nie był pewien, czy sam potrafiłby się na to zdobyć. Do czego jeszcze ta dwójka była zdolna?
Podszedł bliżej ogiera, przesuwając dłonią po czarnej sierści, szukając śladów ran. Kopyta były czyste, ale zwierzę miało drżenie w mięśniach — echo panicznego strachu. Wtedy krótkofalówka przy pasie zapiszczała ostrym, metalicznym dźwiękiem.
— Are you fucking kidding me? — syknął, unosząc się gwałtownie. Koń zadrżał, przestraszony, podniósł łeb i parsknął nerwowo. Gibson uspokoił go dotykiem, czując pod dłonią bicie serca zwierzęcia — szybkie, niepokojące, jak własne.
— Co za egoizm w czystej postaci... — mruknął do siebie. — Po tylu połączeniach już dawno by nas namierzyli.
W myślach przeliczał anteny przekaźnikowe w okolicy — pamiętał ich rozmieszczenie lepiej niż mapę. Cztery, może pięć… jeśli ktoś naprawdę ich szukał, byli jak muchy w słoiku.
Myśli przerwało mu nadejście Rio. Wystarczyło jedno spojrzenie, by zrozumieć, że coś jest nie tak. Dzieciak był blady, spocony, oczy miał jak szkło. Na farmie był okazem zdrowia, teraz wyglądał jak wrak.
— Jesteś ranny? Pogryziony? — zapytał ostro, nie mając czasu na delikatność.
Strzał przerwał im rozmowę. Huk odbił się od drzew, przeciął powietrze i wszyscy instynktownie się uchylili.
— Do aut! Reszta nas dogoni! Ty jedziesz ze mną! — krzyknął Gibson, chwytając Rio za ramię i popychając go w stronę pickupa. Nim sam ruszył, zatrzymał Chrisa, łapiąc go mocno za przegub.
— Widziałeś dziewuszkę? Brakuje też koni... A i Chris... — zawahał się, szukając właściwych słów. — Dopiero jak nie będzie wyjścia, nie wcześniej. Rozumiesz?
Nie czekał na odpowiedź. Poklepał go po ramieniu, pochylił się lekko i dodał szeptem:
— Mam kilka tuzinów naboi. Będę was osłaniał.
Zanim odszedł, ich spojrzenia przecięły się na moment — krótkie, zbyt ciężkie, by je zignorować. W tamtym ułamku sekundy Gibson zrozumiał, że w tym świecie empatia była luksusem, a sumienie – niepotrzebnym balastem.

Podróż - Farma Gibsonów - Instytut

Awatar użytkownika

Jake Wilson

@retrozaur | 68 postów

Wyt

1

Sil

0

Zmy

0

Cha

0

Zre

1

Int

1

Szc

0

Walkmen i kilka kaset
Akumulatorki z ładowarką na mały panel słoneczny
Karwasze
Drewniany kij bejsbolowy
Nóż myśliwski
Zapalniczka zippo na benzynę
Żołnierski zielony plecak
Suszona wołowina i woda (dla kruka)
Prymitywna apteczka z :opatrunkami, aspiryną, oksytocyną (standardowy lek dla zwierząt farmerskich używany w okresie rozrodu) igła i strzykawka wielokrotnego użytku metalowo- szklana
Notatnik z projektami/ szkicami i rysunkami oraz piórko
Nosi ciepłą kurtkę z przeszytym logiem Wild Cat
Glany i wełniane skarpety
Spodnie moro z grubego materiału sprawdzające się do pracy na farmie
Wełniana czapka - w plecaku
Kanapki ze świeżego chleba, z miodem i białym serem
Stara dubeltówka oraz kilka naboi -
Pełnia zdrowia

Przy sobie:

Walkmen i kilka kaset
Akumulatorki z ładowarką na mały panel słoneczny
Karwasze
Drewniany kij bejsbolowy
Nóż myśliwski
Zapalniczka zippo na benzynę
Żołnierski zielony plecak
Suszona wołowina i woda (dla kruka)
Prymitywna apteczka z :opatrunkami, aspiryną, oksytocyną (standardowy lek dla zwierząt farmerskich używany w okresie rozrodu) igła i strzykawka wielokrotnego użytku metalowo- szklana
Notatnik z projektami/ szkicami i rysunkami oraz piórko
Nosi ciepłą kurtkę z przeszytym logiem Wild Cat
Glany i wełniane skarpety
Spodnie moro z grubego materiału sprawdzające się do pracy na farmie
Wełniana czapka - w plecaku
Kanapki ze świeżego chleba, z miodem i białym serem
Stara dubeltówka oraz kilka naboi -
Pełnia zdrowia
44
Pełnia zdrowia
Walkmen i kilka kaset
Akumulatorki z ładowarką na mały panel słoneczny
Karwasze
Drewniany kij bejsbolowy
Nóż myśliwski
Zapalniczka zippo na benzynę
Żołnierski zielony plecak
Suszona wołowina i woda (dla kruka)
Prymitywna apteczka z :opatrunkami, aspiryną, oksytocyną (standardowy lek dla zwierząt farmerskich używany w okresie rozrodu) igła i strzykawka wielokrotnego użytku metalowo- szklana
Notatnik z projektami/ szkicami i rysunkami oraz piórko
Nosi ciepłą kurtkę z przeszytym logiem Wild Cat
Glany i wełniane skarpety
Spodnie moro z grubego materiału sprawdzające się do pracy na farmie
Wełniana czapka - w plecaku
Kanapki ze świeżego chleba, z miodem i białym serem
Stara dubeltówka oraz kilka naboi -
„Nie przywiązuj się. Jak przyjdzie czas, potraktuj ich jak starą klacz.”

Słowa Chrisa brzęczały mu w głowie i odbijały się echem od resztek empatii oraz moralności, jakie w nim pozostały. Uśmiechnął się niemal czule, gdy małżonek przemył jego dłonie z zaschniętej krwi — jakby chciał zmyć winę, a nie tylko brud. Wraz z każdą łuszczącą się warstwą skóry przychodziło zrozumienie.
Nie, klacz przynajmniej okazywała wdzięczność za opiekę. I była użyteczna — pomyślał, wypowiadając te słowa półgłosem, by nie dosłyszał go staruszek zajęty uspokajaniem zwierząt. Gdy ten zadał mu pytanie, zamrugał, jakby wyrwany z transu. Skinął głową, a na twarzy Gibsona dostrzegł cień — coś pomiędzy niedowierzaniem a podejrzliwością. Znał ten wyraz. Matka miała identyczny, gdy pytała, czy podoba mu się jakaś dziewczyna, a on zbyt szybko przytakiwał.
Podejrzliwość! — olśniło go. I uśmiechnął się, dziwnie dumny. Co, nie wierzył, że potrafi? A jednak.
Pozwolił sobie na odrobinę czułości, gdy wtulił zimny nos w kark męża, tak jak zawsze po ciężkim dniu na farmie.
„Mam tylko siedem naboi i dwa w dubeltówce” — rzucił spokojnie, bardziej do siebie niż do kogoś. Broń dobrano mu ze względu na siłę rażenia, nie precyzję. W jego przypadku liczyło się jedno: trafić choć raz.
Zobaczył, że w ich stronę zmierza Rio. Uścisnął mocniej talię męża, jakby próbował zatrzymać go przy sobie choć na sekundę dłużej. Czuł, jak ciało partnera napina się — instynktownie, zanim jeszcze rozległ się strzał.
Głowy pochylili jednocześnie. Nie wiedział, kto strzelał, w jakim kierunku ani do kogo. Wiedział tylko, że to koniec ciszy.
„WE ARE LEAVING!” — wrzasnął, aż zapiekło go gardło. Zapasów nikt już nie chronił poza nimi, tamci myśleli o sobie. Popędził konia, by wyminąć wóz Marshalla, przepuścił Chrisa w aucie i ruszył dalej chwytając uzdę konia z bryczki by móc najlepiej jak się da, sterować wszystkim sam.


@Chris Winchester
Ostatnio zmieniony 06 lis 2025, 18:26 przez Jake Wilson, łącznie zmieniany 1 raz.

Podróż - Farma Gibsonów - Instytut

Awatar użytkownika

Wyt

1

Sil

2

Zmy

0

Cha

2

Zre

0

Int

1

Szc

0

Plecak, woda, strzelba (1 kula w magazynku), pistolet (10 naboi), scyzoryk, nóż, ubranka Connora, podstawowe przybory do opieki nad dzieckiem, koc, przybory do pisania, szkicownik
Zdrowy Posiniaczony

Przy sobie:

Plecak, woda, strzelba (1 kula w magazynku), pistolet (10 naboi), scyzoryk, nóż, ubranka Connora, podstawowe przybory do opieki nad dzieckiem, koc, przybory do pisania, szkicownik
Zdrowy Posiniaczony
45
Zdrowy Posiniaczony
Plecak, woda, strzelba (2 kule w magazynku), pistolet (10 naboi), scyzoryk, nóż, ubranka Connora, podstawowe przybory do opieki nad dzieckiem, koc, przybory do pisania, szkicownik
Oliver aż drgnął, gdy kobieta przeklęła.
-Przepraszam, pani Marshall!- Rzucił natychmiast, cofając się o krok.-Powinienem... powinienem uprzedzić, że strzelam.- Opuścił broń, zdając sobie sprawę, że najpewniej nie trafił.

Instynkt podpowiedział mu, że mechanik zaraz ruszy - widział, jak ciało kobiety napina się, gotowe do biegu. Ten, kto ich śledził, wciąż tam był i nadal uciekał.
W tym samym momencie usłyszał Jake’a, który krzyknął, że trzeba się stąd zbierać. To było najrozsądniejsze - nie wiedzieli, czy śledził ich jeden człowiek, czy cała grupa, a w tych czasach dobre intencje były rzadkością. Oliver miał nadzieję, że strzały wystarczą, by odstraszyć zagrożenie.
-Pani Marshall, zbieramy się. Usiądę z panią w ciężarówce.- W końcu ktoś powinien ją osłaniać, a z podwyższenia miałby lepszy widok na okolicę i tyły.
Złapał kobietę za ramię i pociągnął w stronę konwoju. Ruszyli biegiem - na tyle szybko, na ile pozwalały im nogi. Brytyjczyk starał się zachować czujność. W biegu sięgnął po krótkofalówkę i wcisnął przycisk:
-Alfa jeden, tu Cyrk, gdzie wy, kurwa, jesteście?! Mamy ogon!

Jeśli nikt ich nie zatrzymał - ani chłopcy, ani pan Gibson, dobiegli do ciężarówki. Oliver zajął miejsce pasażera, zatrzasnął drzwi i przez sekundę siedział bez ruchu. Potem szybko się ogarnął, opuścił szybę po swojej stronie, aż zimne powietrze przecięło wnętrze kabiny. Oparł łokieć o krawędź okna i wysunął broń na zewnątrz, gotów reagować na najmniejszy ruch w ciemności.
Przy okazji rozejrzał się żeby zobaczyć co robi reszta ekipy.

@Marshall Roosevelt @Mistrz Gry Maggie @Jake Wilson @Chris Winchester

Podróż - Farma Gibsonów - Instytut

Awatar użytkownika

Wyt

0

Sil

1

Zmy

0

Cha

2

Zre

0

Int

2

Szc

0

- Stare plany budowlane (?)
- Nóż myśliwski
- Pół opakowania leków przeciwbólowych
- Notes, pełen notatek i kilku starych zdjęć & ołówek z gumką
- Rękawice robocze
- Podwędzone z konwoju podstawowe narzędzia
Zdrowa

Przy sobie:

- Stare plany budowlane (?)
- Nóż myśliwski
- Pół opakowania leków przeciwbólowych
- Notes, pełen notatek i kilku starych zdjęć & ołówek z gumką
- Rękawice robocze
- Podwędzone z konwoju podstawowe narzędzia
Zdrowa
46
Zdrowa
- Stare plany budowlane (?)
- Nóż myśliwski
- Pół opakowania leków przeciwbólowych
- Notes, pełen notatek i kilku starych zdjęć & ołówek z gumką
- Rękawice robocze
- Podwędzone z konwoju podstawowe narzędzia
Kakofonia strzału, który nadal dźwięczał jej w uszach, pokrzykiwań dochodzących od strony ich niewielkiej karawany i szumu, kiedy krew zaczęła uderzać jej do głowy po kilku chwilach sprintu. Widząc, jak sylwetka tylko bardziej i bardziej się oddala, Marshall w końcu przystanęła i zgięła się w pół, opierając dłonie na udach.
Nie ma szans, żeby udało jej się dogonić uciekiniera. Może, gdyby Oliver trafił w nogę, lub jakąś poważną część ciała… Albo, gdyby krzyknęła głośniej.
Może gdyby była młodsza.

Dysząc odwróciła się do chłopaka i pokręciła głową. Nic z tego… Pewnie mogliby tropić ich szpiega, ale podążanie jeszcze dalej w ciemność, tylko ich dwójka? To nie mogło się skończyć dobrze.

Zwłaszcza, że z dźwięków dobiegających ją od strony postoju łatwo było wywnioskować, że byli w tym sami: silniki budziły się do życia, konie rżały, dźwięk kopyt uderzających o asfalt znów przecinał powietrze. Zostawili ich, tak po prostu? Nikt nawet nie spojrzał, czy ktoś z nich nie był ranny, martwy? Przecież strzał mógł trafić jedno z nich.
Gdyby trafił Marshall, Oliver najprawdopodobniej nie byłby w stanie poprowadzić ciężarówki, zwłaszcza w całkowitej ciemności, na górskiej drodze. Zostałby tu sam, w najlepszym wypadku z wykrwawiającą się starszą kobietą, bez żadnej apteczki, niczego. Bez możliwości powrotu do obozu. A przecież w obozie czekało na niego małe dziecko.
Nie wspominając już kompletnie o ciężarówce i o tym, czym jej paka była wypakowana.

Zacisnęła zęby, czując, jak zalewa ją żółć złości. Nie miała jednak czasu się nad tym zastanawiać - młody Langley chwycił ją za ramię.
Skinęła głową. Na to był czas później. Biegiem ruszyli w stronę ciężarówki. Otworzyła drzwi kabiny i puściła młodzika przodem - lepiej, żeby nie wsiadał od strony gnijącego trupa. Sama w tym czasie omiotła postój wzrokiem, sprawdzając, czy nikt inny nie pozostał w tyle. Jeśli jej oczy wypatrzyły kogoś jeszcze - być może Monę, która wcześniej gdzieś zniknęła, również pospieszyła ich do kabiny pojazdu.

Ona nie zostawiała swoich w tyle.

Złapała z ziemi jetboil (i resztki wcześniejszej wieczornej kawy z Rio) i wskoczyła za kierownicę, wciskając gaz i ruszając za resztą “cyrku”. Podobnie do Oliviera otworzyła okno, chcąc wygonić z ciężarówki resztki smrodu.
- Banda tchórzy. - mruknęła gorzko, spluwając na drogę przez opuszczoną szybę.

@Mistrz Gry Maggie @Oliver Langley

Podróż - Farma Gibsonów - Instytut

Awatar użytkownika

Wyt

1

Sil

1

Zmy

0

Cha

1

Zre

0

Int

0

Szc

0

Kij bejsbolowy, nóż, pistolet z nabojami 10 sztuk w magazynku Colt M2011 . Plecak, a w nim - dodatkowe naboje 20 sztuk do Colta M2011, mała apteczka z plastrami, lekami przeciwbólowymi, taśmy fizjoterapeutyczne. Dodatkowo butelka wody, konserwa. Latarka.
Pełnia zdrowia

Przy sobie:

Kij bejsbolowy, nóż, pistolet z nabojami 10 sztuk w magazynku Colt M2011 . Plecak, a w nim - dodatkowe naboje 20 sztuk do Colta M2011, mała apteczka z plastrami, lekami przeciwbólowymi, taśmy fizjoterapeutyczne. Dodatkowo butelka wody, konserwa. Latarka.
Pełnia zdrowia
47
Pełnia zdrowia
Kij bejsbolowy, nóż, pistolet z nabojami 10 sztuk w magazynku Colt M2011 . Plecak, a w nim - dodatkowe naboje 20 sztuk do Colta M2011, mała apteczka z plastrami, lekami przeciwbólowymi, taśmy fizjoterapeutyczne. Dodatkowo butelka wody, konserwa. Latarka.
Chris spiął się natychmiast — jakby ktoś pociągnął za ukrytą w nim sprężynę. Mięśnie zareagowały szybciej niż myśl. Już miał ruszyć — ręka powędrowała do pasa, spojrzenie przecięło przestrzeń w kierunku, z którego przyszło ostrzeżenie — gdy zatrzymała go dłoń Jake’a na ramieniu.

To jedno dotknięcie, lekkie, niepewne, a jednak stanowcze, wbiło się w niego mocniej niż rozkaz. Przez ułamek sekundy napięcie pękło. Chris nie spojrzał na niego, ale pozwolił temu gestowi zostać — jakby chciał zapamiętać jego ciepło, zanim znów stanie się zimny. Odwzajemnił to subtelnym ruchem — minimalnym, ledwie wyczuwalnym przesunięciem ramienia pod jego dłonią. Tyle wystarczyło, by Jake zrozumiał, że go słyszy. Że go czuje.

Głos Gibsona przeciął powietrze, przywracając go do rzeczywistości. Chris przytaknął bez słowa, choć w myślach znów pojawił się Olivier — i tamten głupi moment z krótkofalówkami. Odsunął go jednak, jakby wyrzucał niechciany obraz z głowy. Teraz nie pora.

Zanim wsiadł, przeszedł jeszcze między zwierzętami, sprawdzając popręgi, klamry, uwiąz. Ogier parsknął cicho, jakby i on czuł niepokój. Chris położył mu dłoń na karku — gest rutynowy, ale w tej chwili miał w sobie coś z modlitwy.
Potem otworzył drzwi samochodu, wsiadł i odpalił silnik. Gdy spojrzał przez ramię na Jake’a, w jego głosie brzmiał spokój, lecz gdzieś pod nim pulsowała nuta czułości, zbyt szczera, by ją całkiem ukryć.

uważaj po drodze. Wilson, we are together.

Zatrzasnął drzwi. Metaliczny trzask zagłuszył wszystko — i ciszę, i echo tego dotyku, który na moment zatrzymał go wśród ludzi.

@Marshall Roosevelt @Oliver Langley @Jake Wilson @Mistrz Gry Maggie

Podróż - Farma Gibsonów - Instytut

Awatar użytkownika

Wyt

0

Sil

0

Zmy

0

Cha

0

Zre

0

Int

0

Szc

0

wszystko i nic
Pełnia zdrowia

Przy sobie:

wszystko i nic
Pełnia zdrowia
48
Pełnia zdrowia
wszystko i nic
Nie, nie jestem. Przysięgam.
Powiedział, a następnie uniósł ręce, by pokazać nieco lepiej przód swojego ciała. W ciemności nie było aż tak łatwo cokolwiek zobaczyć, ale Rio się starał. Nie miał na sobie żadnych śladów walki czy ugryzień, prócz oczywiście tych zwykłych, wynikających z ich okoliczności. Rio daleko było do wyglądania tak, jakby właśnie wyszedł z pralni, ale zdecydowanie nie miał nigdzie otarć czy ugryzień. Po prostu źle się czuł, może zbyt dobrze jadł i jego żołądek nie był do tego przystosowany. Nie mieli jednak czasu, żeby o tym gadać.

Na huk, Rio schylił się na ułamek sekundy, jakby automatycznie chciał się gdzieś schować przed ewentualną strzelaniną. Jednak nikt nie strzelał do nich tu i teraz, raczej w tamtych okolicach, gdzie Marshall i Oli znaleźli kogoś w krzakach.
Kurwa, no nie.
Prychnął pod nosem, mając nadzieję, że to oni strzelali, a nie do nich, aczkolwiek jakiekolwiek strzały nie zwiastowały tutaj niczego dobrego. Byli wolni, zwierzęta nie poruszały się tak szybko, a co gorsza, wpadały w panikę — jak zleci się tutaj tabun trupów, to po prostu będą wystawieni jak wszystkie główne dania, plus przystawki na stole dziękczynnym.

Rio podbiegł do Gibsona, a jego popchnięcie w stronę pickupa potraktował niczym katapultę. Wsunął się szybko na siedzenie pasażera, bo... wiadomo. Raczej to Gibson nosi tutaj spodnie i on będzie prowadził.

Rio wyciągnął swoją broń, którą miał przy pasku, i sprawdził naboje i tak dalej, jak to uczyli go w akademii. Otworzył okno, by lepiej widzieć to, co było na zewnątrz. Przez sekundę myślał, czy może lepiej byłoby zasłonić, w razie jakby ktoś strzelał, ale chłodne powietrze też mu pomagało trzeźwiej myśleć.
Naprawdę, panie Gibson, musiałem zjeść coś nie tak, nie wiem. Nie jestem ugryziony... Wyjedźmy naprzeciw i sprawdźmy okolice, zanim wpakujemy w coś resztę. Tamten człowiek naprawdę wyglądał jak zwiadowca, plus uciekał.
Stwierdził, marszcząc czoło. Bał się pytać, jak dobrze Gibson strzela i radzi sobie w takich sytuacjach. Ewentualnie to on będzie osłaniał jego... i tyle.

Mona wyłoniła się z krzaków, jadąc na jednym koniu, a drugiego mając przywiązanego do siodła liną. Wyglądała na dosyć poddenerwowaną, przestraszoną podobnie jak wszyscy inni. Wymieniła spojrzenia z Marshall i innymi, których mogła dostrzec. Usłyszała wiadomość Jake’a, że jadą i że nie ma czasu. Podjechała szybko do ciężarówki, w której jechał Oliver i Marshall — jako iż Gibson porwał Rio i pojechał przodem, a Jake również popędził dalej, wymijając ową ciężarówkę.
CO SIĘ TAM STAŁO?!
Krzyknęła dziewczyna w nadziei, że Oliver usłyszy ją przez otwarte okno i odpowie na pytanie. Cyrk objazdowy się zbierał, jednak chaos sprawiał, że dziewczyna się jeszcze bardziej bała. Trzymała konia na wodzy, zestresowana, starając się go uspokoić.

Kolejny, w miarę prosty kawałek trasy był prawdziwą ulgą — jakby ktoś odsunął samochody na bok, dając kolumnie pas do rozpędzenia. I wtedy, zupełnie niepasujący do tej gładkiej rytmiki, na horyzoncie pojawił się pierwszy od dawna zakręt. Krótkofalówki zakrzeczały krótkim, spiętym komunikatem przez czyjeś zaciśnięte zęby: — Teraz. — Głos na początku nie wydał się nikomu znajomy, dopiero po kilkunastu sekundach ciężkiej pracy neurony Langleya ulepiły z niewielkich fragmentów obraz łysola z zajazdu. Reszta kolumny dopiero zaczęła się zastanawiać, czy nie mylą dat — było przecież za wcześnie na Sylwestra — kiedy na milę przed nimi niebo zaczęło rozkwitać fajerwerkami: raz po raz wybuchały kolorowe pąki, barwy rozsuwały się jak płatki, a dalsze detonacje były jak echo czyjegoś chichotu.

Może to, że jechali jak ślimaki, ich uratowało. W ślamazarnym tempie, przez mgłę i reflektory, na środku drogi wyłonił się kształt — nienaturalny i zimny jak grot w łożu rzeki. Z bliska okazał się blokadą z kilkunastu wraków: zgrzebne sylwetki rozbitych aut, które nawet gdyby nie zderzyły się przy prędkości, i tak stanowiłyby pułapkę w tandemie z resztą. Miller zaczął zwalniać Humvee, sprawdzić, co to za przeszkoda — i właśnie ta zmiana prędkości była sygnałem, na który Tamci czekali.

Z różnych stron, zza porozrzucanych karoserii, poleciały w ich stronę flary sygnałowe. Odbijały się od metalu, pisały po ciemności jak rozżarzone kredki, a potem upadały gdzieś tuż obok — mniej widowiskowo niż fajerwerki, ale bardziej brutalnie użyteczne: oświetlały rzeczy tak, żeby były widoczne jak na dłoni mimo mroku nocy. Z przodu, zza blokady, wychyliły się sylwetki — kilka, trudno powiedzieć ile — i wszystko, co potem nastąpiło, było sekwencją błysków i huków. Pierwsze pociski zgrzytnęły o pancerz, tańczyły po blachach jak kamyki po tafli jeziora, a potem, przy kątach i w szczelinach, zaczęły się wdzierać do środka: szkło roztrzaskało się w deszcz drobnych gwiazd, plastik eksplodował w papkę, blacha wygięła się i zakrzywiła jak naczynie pod wpływem gorąca.

Na krótką chwilę trudno było stwierdzić, co właściwie przelatywało obok Rio i Gibsona — czy to odłamki szyby, czy kawałek wycieraczki pędzący własną trajektorią, czy może drobiny skóry z tapicerki oderwane przez coś, co minęło ich o włos. Chris początkowo miał najwięcej szczęścia — widział niewiele poza kolejnym rozbłyskiem i taśmą świateł, które dołączały do petard na niebie. Mona i Jake stali jak kaczki wystawione na strzał: otwarte, bezbronne, migotliwe. Kule i odłamki świstały, gwiżdżąc w powietrzu; Jake miał wrażenie, że w ciężarówkę za nimi wbił się bełt z kuszy — tak gwałtowny i nieoczekiwany był impet uderzeń nad ich głowami. Ciężarówka oberwała mocniej niż Humvee, bo była wyższa — wszystko, co przelatywało „nad” pancernikiem, wchodziło prosto w kabinę kierowców, jakby grawitacja nagle zmieniła reguły.

Dźwięki następowały jedne po drugich, jakby ktoś odliczał kolejne stopnie zejścia w dół: nieuniknione i zimne. A potem Jake usłyszał coś z boku — dźwięk przesuwanego suwadła zamka czegoś z magazynkiem taśmowym, przeciągające się westchnienie broni jak kota żegnającego się z ciepłem pieca, nim ruszy na polowanie w chłód poranka. Gibson — który potrafił takie rzeczy rozpoznać na ułamek sekundy — wstrzymał oddech, bo wiedział, że zaraz nastanie chwila, kiedy metal zacznie śpiewać swą pieśń.

Landon zatrzymał Humvee na środku drogi nie wiedząc co zrobić z racji na chujową widoczność z wnętrza pojazdu i brak innych obserwatorów, a nawet tym pancernikiem przez taką blokadę się nie przepchnie. Mona zakręciła się w miejscu, ale ona sama lub też spłoszony koń pognał ją gdzieś pod kątem w bok. Rio z początku zasłonił głowę rękami, ale chwila wytchnienia miała nie nadjeść. Na szczęście zebrał się w sobie na tyle, że zamiast obsrać gacie o co trudno byłoby kogokolwiek winić w tej sytuacji, sięgał już po broń.

@Marshall Roosevelt
@Oliver Langley
@Jake Wilson
@Chris Winchester
@Mistrz Gry Maggie

Podróż - Farma Gibsonów - Instytut

Awatar użytkownika

Wyt

1

Sil

2

Zmy

0

Cha

2

Zre

0

Int

1

Szc

0

Plecak, woda, strzelba (1 kula w magazynku), pistolet (10 naboi), scyzoryk, nóż, ubranka Connora, podstawowe przybory do opieki nad dzieckiem, koc, przybory do pisania, szkicownik
Zdrowy Posiniaczony

Przy sobie:

Plecak, woda, strzelba (1 kula w magazynku), pistolet (10 naboi), scyzoryk, nóż, ubranka Connora, podstawowe przybory do opieki nad dzieckiem, koc, przybory do pisania, szkicownik
Zdrowy Posiniaczony
49
Zdrowy Posiniaczony
Plecak, woda, strzelba (1 kula w magazynku), pistolet (10 naboi), scyzoryk, nóż, ubranka Connora, podstawowe przybory do opieki nad dzieckiem, koc, przybory do pisania, szkicownik
-Mamy ogon, Mona.- Odparł jedynie.-Trzymaj się blisko nas, w porządku? Tamci się zebrali i nawet za nami nie obejrzeli. Pewnie przestraszyli się strzałów. Nadal uważasz, że to lepsze towarzystwo?- Rzucił. Bądź co bądź, zawsze kiedy wyruszał z kimś na jakąś akcję czy patrol, każdy pilnował każdego. Nie wyobrażał sobie uciec i nie zainteresować resztą konwoju.


Oliver zerknął na krótkofalówkę i nawet nie zdążył pojąć, co się dzieje. Błyski, huk, światło rozcinające mgłę - przez ułamek sekundy pomyślał, że to burza. Ale zaraz potem coś uderzyło w kabinę, a szyba eksplodowała na tysiące drobnych odłamków. Odruchowo zasłonił twarz ramieniem, oślepiony i ogłuszony. Gdyby nie ciężka dłoń, która nagle wylądowała mu na karku, prawdopodobnie już by nie żył.
Marshall zareagowała błyskawicznie - złapała go pewnie, z siłą, której w życiu by się po niej nie spodziewał. Wcisnęła jego głowę w podłogę, aż poczuł zapach brudu i kurzu zmieszanego z krwią. Niewiele myśląc, położył swoją dłoń na jej ręku, jakby tylko to miało utrzymać go przy życiu.
-Kurwa mać!- Wyrwało mu się, bo nie potrafił wydobyć z siebie niczego bardziej sensownego. Wszystko dudniło - jego własny puls w uszach, świst kul, głuche stuki po karoserii. Światło z flar rozlewało się po wnętrzu kabiny, ale Brytyjczyk nie rozglądał się. Nie ruszał się. Bał się nawet odetchnąć zbyt głęboko. Nie chciał zginąć. Nie tak. Nie teraz!
-Czy... powinniśmy wysiąść...- Szepnął, kiedy chwilowa cisza zadzwoniła mu w uszach. Powinien użyć krótkofalówki, ale już sam nie wiedział do której kieszeni ją schował.

@Marshall Roosevelt @Jake Wilson @Chris Winchester @Mistrz Gry Skirata
Czy Oliver jest cały?

Rzut na wytrzymałość (1)

Ciekawe jaki poziom trudności ustawi MG?

Podróż - Farma Gibsonów - Instytut

Awatar użytkownika

Wyt

0

Sil

0

Zmy

0

Cha

1

Zre

0

Int

2

Szc

0

Broń - Półautomat do polowań Winchester - typowa broń myśliwska z lunetą
Dwa opakowania naboi po 30 sztuk każde
Stary skórzany plecak impregnowany woskiem
Okulary
Leki w tym: nasercowe z nitrogliceryną, całe opakowanie przeciwbólowego- przeciwzapalnego, maść końska na stawy i aspiryna
Zapalniczka
Duża puszka metalowa a w niej: zawinięte w chusty impregnowane woskiem- 10 krakersów nazywanych chlebem piratów, własnej roboty wysuszone kawałki bulionu wołowo- warzywnego, zapałki sztormowe, zestaw żyłki z haczykiem i spławikiem, suszona wołowina około 6 listków, metalowa płyta z otworami, nawierceniami, chropowata i ząbkowana - wygląda jak jedno z narzędzi surwiwalowych, hubka oraz krzesiwo i kawałek uszczypniętego wosku pszczelego.
Siekiera i nóż myśliwki
Dwie manierki, jedna z wodą a druga zawierająca bimber
Krótkofalówka
Pełnia zdrowia

Przy sobie:

Broń - Półautomat do polowań Winchester - typowa broń myśliwska z lunetą
Dwa opakowania naboi po 30 sztuk każde
Stary skórzany plecak impregnowany woskiem
Okulary
Leki w tym: nasercowe z nitrogliceryną, całe opakowanie przeciwbólowego- przeciwzapalnego, maść końska na stawy i aspiryna
Zapalniczka
Duża puszka metalowa a w niej: zawinięte w chusty impregnowane woskiem- 10 krakersów nazywanych chlebem piratów, własnej roboty wysuszone kawałki bulionu wołowo- warzywnego, zapałki sztormowe, zestaw żyłki z haczykiem i spławikiem, suszona wołowina około 6 listków, metalowa płyta z otworami, nawierceniami, chropowata i ząbkowana - wygląda jak jedno z narzędzi surwiwalowych, hubka oraz krzesiwo i kawałek uszczypniętego wosku pszczelego.
Siekiera i nóż myśliwki
Dwie manierki, jedna z wodą a druga zawierająca bimber
Krótkofalówka
Pełnia zdrowia
50
Pełnia zdrowia
Broń - Półautomat do polowań Winchester - typowa broń myśliwska z lunetą
Dwa opakowania naboi po 30 sztuk każde
Stary skórzany plecak impregnowany woskiem
Okulary
Leki w tym: nasercowe z nitrogliceryną, całe opakowanie przeciwbólowego- przeciwzapalnego, maść końska na stawy i aspiryna
Zapalniczka
Duża puszka metalowa a w niej: zawinięte w chusty impregnowane woskiem- 10 krakersów nazywanych chlebem piratów, własnej roboty wysuszone kawałki bulionu wołowo- warzywnego, zapałki sztormowe, zestaw żyłki z haczykiem i spławikiem, suszona wołowina około 6 listków, metalowa płyta z otworami, nawierceniami, chropowata i ząbkowana - wygląda jak jedno z narzędzi surwiwalowych, hubka oraz krzesiwo i kawałek uszczypniętego wosku pszczelego.
Siekiera i nóż myśliwki
Dwie manierki, jedna z wodą a druga zawierająca bimber
Krótkofalówka
Gibson przesunął pomarszczoną dłonią po twarzy, jakby tym samym chciał przegonić resztki zmęczenia. Nie tyle fizycznego — z tym nauczył się żyć dawno temu — ile tego, które osiadało głęboko pod skórą, w myślach, gdzieś między wspomnieniami a świadomością, że świat już nigdy nie wróci do dawnych barw. Do trudów życia przyzwyczajony był od maleńkości, a to zahartowało go w dorosłym życiu. Czasami żartował, że ma w sobie więcej rdzy niż stali, ale wciąż trzyma się lepiej niż większość młodych.
Spojrzał w lusterko wsteczne, jakby chciał upewnić się, że wszystkie światła są za nimi. Widok poruszających się w rytmie cieni dawał złudne poczucie bezpieczeństwa — dopóki ich widział, dopóty nie był sam.
— Mam w plecaku leki… — stwierdził, sięgając dłonią na tył, by podać chłopakowi cały plecak, z którego mógł wyciągnąć to, czego najbardziej potrzebuje. Nie miał już w sobie tej młodzieńczej potrzeby kontrolowania wszystkiego — teraz ważne było tylko, by przeżyć kolejny dzień, kolejną noc.
— Czy widzisz naszą Monę? Martwię się o nią. Może koń jej narwał? — dodał, a w jego głosie pobrzmiewała nuta troski, której nie próbował już ukrywać. Zacisnął dłonie na kierownicy i, wbrew sobie, swoim wcześniejszym słowom i ostrzeżeniom dzieciaków, sam sięgnął po krótkofalówkę. Zignorował zupełnie ich uwagi o tym, że mogą mieć ogon, że w krzakach czai się zwiadowca. W głębi duszy wiedział, że jeśli ktoś ich obserwuje, na ciszę radiową jest już zdecydowanie za późno.
— Czy ktoś ma oczy na dziewuszkę? Powtarzam – czy ktoś widzi dziewuszkę? Jeśli nie, zatrzymam się, by jej szukać. — głos miał spokojny, choć w środku czuł, jak coś ściska mu gardło, odłożył krótkofalówkę. Mona była dobra, miła i robotna. Wnosiła do jego świata szczebiotliwość, uśmiech i dziwne ciepło, o którym niemal zapomniał. Przez te kilka dni przypomniała mu, że można się jeszcze śmiać, że życie to nie tylko przetrwanie. Choć opieka nad dwójką nastolatków dawała mu siłę do życia, to jednak Mona wdarła się do jego starego serca jak wspomnienie młodości, tęsknoty i wszystkiego, co utracił wraz ze śmiercią żony.
Zerknął na byłego marines kątem oka.
— Słuchaj… martwię się o Jake’a i Chrisa… to dobre dzieciaki, ale to, co widzieli i przeżyli wcześniej, sprawia, że działają… sam nie wiem… chaotycznie? — westchnął ciężko, czując, jak powietrze w kabinie staje się gęstsze. Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy. Pierwszy raz w życiu czuł się nieswojo w obecności tej dwójki. Może to stres? Może przemęczenie? A może coś głębszego? Sposób, w jaki Chris czasem spoglądał, przypominał mu spojrzenia, jakie widział w Wietnamie — ten pusty, lodowaty błysk w oczach ludzi, którym już nic nie zostało. Widział go u żołnierzy, zwłaszcza u tych, których nie obchodziły krzyki, łzy, ani krew cywilów.
Chciał wierzyć, że sobie to tylko wmawia, że nadinterpretuje, że źle odbiera sytuację. Ale coś nie dawało mu spokoju. A Jake? Przez pierwszy miesiąc na farmie nie powiedział do niego ani słowa. Ale widział, jak rozmawia z klaczą, jak przytula ją, jak stara klacz chodzi za nim po pastwisku jak wierny pies. To był inny rodzaj milczenia — ten, w którym więcej mówi się gestem niż słowem.
Gibson pokręcił przecząco głową, gdy przed oczami stanął mu widok skatowanej klaczy. Ból tamtego obrazu ciął jak brzytwa, świeży mimo upływu czasu. Pochylił się lekko w lewo i pokrętłem zaczął otwierać okno, by omiotło go zimne powietrze. Zaciągnął się nim jak lekarstwem, jakby chciał, by chłód zmył z niego wszystkie wspomnienia.
— Lubią cię. Uważaj na nich. I pogadaj, jak zobaczysz, że… no wiesz… To dobre dzieciaki. — powtórzył, z naciskiem na ostatnie słowa, jakby chciał przekonać nie tylko Rio, ale i samego siebie. Jednak Rio nie miał wglądu do jego myśli, a bełkot starca brzmiał jedynie jak przejaw troski — nie jak ostrzeżenie.
~**~
Ferryczne, karminowe światła postojowe humvee’a sprawiły, że i Gibson przyhamował. Pstryknął długimi, jakby pytał: co się dzieje? Mgła była gęsta, lepka, niemal żywa. Jedno szybkie kliknięcie przecinające szarość nocy, ale nie był w stanie dostrzec niczego poza czerwienią fajerwerków, które rozbłysły gdzieś dalej. Pochylił się do przodu, mrużąc oczy.
— Co do… — „diabła” nie dokończył. Zrozumienie przyszło szybko, gdy dostrzegł flary. Tak dawniej zaznaczało się cele. Nie wiedział, czy ten zwyczaj nadal praktykowany jest w wojsku, ale instynkt mówił mu jedno — to zły znak. Wraz z błyskiem przyszła pamięć zapachu napalmu, krzyków, ognia i specyficznego smrodu palonej skóry.
Oddech zwolnił, ciało przeszył zimny pot. Stare ciało, które mimo lat wciąż wiedziało, jak reagować. Pochylił się, szarpiąc dłonią za fotel Rio i pchnął go z całej siły do tyłu, robiąc więcej miejsca z przodu. Mocnym ruchem ściągnął chłopaka z siedziska i zasłonił własnym ciałem. Był stary, niepotrzebny, a dzieciak miał przed sobą całe życie.
Salwa rozpoczęła się niemal w tej samej chwili, w której Gibson pochylił ramię w stronę schowka pasażera, tak by każda zabłąkana kula najpierw musiała przejść przez niego, zanim dosięgnie młodego marines.
Rio mógł usłyszeć, jak Henry cicho nuci piosenkę Dylana, która towarzyszyła mu w tamtej kampanii, gdy świat walił się wokół.
„It’s gettin’ dark, too dark to see… I feel like I’m knockin’ on heaven’s door.”
Jeśli Gibson przeżył salwę i wciąż mógł się poruszać, to po usłyszeniu znajomego kliknięcia szarpnął za klamkę drzwi po stronie Rio i z całej siły wypchnął go z auta. Wiedział, że czasem nie trzeba bohaterstwa — wystarczy odruch serca.
Czy Gibson przeżyje pierwszą salwę

Rzut na wytrzymałość (0)

Ciekawe jaki poziom trudności ustawi MG?
ODPOWIEDZ

Wróć do „WYPRAWY”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości

Zaloguj się