
Violet „Vi” Tate
Marie Avgeropoulos
- podstawy
- szczegóły
- statystyki
- ekwipunek

imię i nazwisko
Violet „Vi” Tate
data urodzenia
29 XII 2005 r.
miejsce urodzenia
Colorado Springs, USA
zawód
Niedoszła kadetka Akademii Wojskowej Stanów Zjednoczonych w West Point, obecnie zwiadowca
słabe strony
- I'm not a people person – dusza introwertyczna, która powoduje zmniejszoną aktywność w dyskusji, w miarę zwiększającej się liczby nieznajomych dołączających do rozmowy. Czasem też nie ma pomysłu na poprowadzenie pogawędki i ta kończy się na niezręcznej ciszy lub palnięciem jakiejś głupoty. Od czasu do czasu musi oderwać się od społeczeństwa i podładować przysłowiową bateryjkę socjalną.
- At least i can take pleasure in turning your head into a pulpy mass! - przyjacielski sparing lub oczyszczanie lokacji z truposzy aby móc ją ogołocić? Żaden problem. Moment w którym bliska osoba jest zagrożona? Sytuacja w której jej garda zostanie opuszczona i pięści rozluźnione nastąpi w dwóch przypadkach, przeciwnik jest w stanie agonalnym lub ona sama jest kompletnie niezdolna do walki. To nie tak, że nie wie kiedy przestać, po prostu jest niezdolna do zaciągnięcia hamulca.
- I look inside myself and see my heart is black – w obecnym, staczającym się coraz bardziej na dno świecie mimowolnie przestaje postrzegać dawne cnoty i zalety za wartościowe. Empatia? Życzliwość? Miłość? Widziała już dzieciaka któremu rozwalono głowę za puszkę fasoli, musiała zastrzelić dziadka który stał się chodzącym trupem oraz była świadkiem jak brutalnie torturowano i zamordowano jej najlepszą przyjaciółkę. Żadne ciepłe słówka nie mogły temu przeciwdziałać… w przeciwieństwie do stali i ołowiu. Dlatego coraz częściej zadaje sobie pytanie, czy jedynym sposobem na powstrzymanie „potworów” nie jest stać się jednym z nich? W dodatku jej niedostępność emocjonalna zaczyna powoli rozkwitać...
- At least i can take pleasure in turning your head into a pulpy mass! - przyjacielski sparing lub oczyszczanie lokacji z truposzy aby móc ją ogołocić? Żaden problem. Moment w którym bliska osoba jest zagrożona? Sytuacja w której jej garda zostanie opuszczona i pięści rozluźnione nastąpi w dwóch przypadkach, przeciwnik jest w stanie agonalnym lub ona sama jest kompletnie niezdolna do walki. To nie tak, że nie wie kiedy przestać, po prostu jest niezdolna do zaciągnięcia hamulca.
- I look inside myself and see my heart is black – w obecnym, staczającym się coraz bardziej na dno świecie mimowolnie przestaje postrzegać dawne cnoty i zalety za wartościowe. Empatia? Życzliwość? Miłość? Widziała już dzieciaka któremu rozwalono głowę za puszkę fasoli, musiała zastrzelić dziadka który stał się chodzącym trupem oraz była świadkiem jak brutalnie torturowano i zamordowano jej najlepszą przyjaciółkę. Żadne ciepłe słówka nie mogły temu przeciwdziałać… w przeciwieństwie do stali i ołowiu. Dlatego coraz częściej zadaje sobie pytanie, czy jedynym sposobem na powstrzymanie „potworów” nie jest stać się jednym z nich? W dodatku jej niedostępność emocjonalna zaczyna powoli rozkwitać...
mocne strony
- Cupcake - … co nie było jej podstawową cechą osobowości i z tej drogi może jeszcze zawrócić, w odpowiednich okolicznościach. Przywiązania do innych nie okazuje w słowach, lecz czynach. Tak więc jeśli od czasu do czasu znajdzie się w czyimś otoczeniu, choć nie ma takiego przymusu, rzadko ale jednak otworzy usta lub będzie robić swoje w ciszy, to znaczy że jest z daną duszyczką oswojona. Z kolei jeśli takowa zasnęłaby w pracy i obudziła otulona kocykiem, tudzież znalazła w swoim plecaczku zabieranym do wymarszu w teren wyczyszczoną broń oraz przygotowany prowiant, to może być pewna iż jest zdecydowanie lubiana przez Vi.
- Do it like a dude – trenowała boks i w samej walce wręcz preferuje brutalną siłę, o ile strona przeciwna nie jest zdecydowanie lepsza w tym zakresie od niej samej. Poza tym zna kilka sztuczek do obezwładnienia oponenta, które podpatrzyła m.in. u tatuśka. Nożem również posługuje się nieźle oraz zna podstawy obsługi broni palnej. Praktyki ma zbyt mało by móc mówić o zalążku przyszłego strzelca wyborowego, lecz przez nieuwagę siebie oraz postronnych nie postrzeli.
- (Don’t Fear) The Reaper – zwycięstwo lub porażka (i śmierć), niezależnie od tego co ma nastąpić, nie przepuści bezczynnie okazji do sięgnięcia po to pierwsze lub potulnie nie poczeka na to drugie. Ręce mogą dygotać jak u alkoholika, szczęka robić za drugi budzik, z czoła lać się pot a na spodniach pojawić plama moczu… lecz ona i tak będzie robić swoje. Wzięła do serca powiedzonko „Nieważne, jak mocno uderzasz, ale jak dużo jesteś w stanie znieść i nadal iść do przodu”.
- Do it like a dude – trenowała boks i w samej walce wręcz preferuje brutalną siłę, o ile strona przeciwna nie jest zdecydowanie lepsza w tym zakresie od niej samej. Poza tym zna kilka sztuczek do obezwładnienia oponenta, które podpatrzyła m.in. u tatuśka. Nożem również posługuje się nieźle oraz zna podstawy obsługi broni palnej. Praktyki ma zbyt mało by móc mówić o zalążku przyszłego strzelca wyborowego, lecz przez nieuwagę siebie oraz postronnych nie postrzeli.
- (Don’t Fear) The Reaper – zwycięstwo lub porażka (i śmierć), niezależnie od tego co ma nastąpić, nie przepuści bezczynnie okazji do sięgnięcia po to pierwsze lub potulnie nie poczeka na to drugie. Ręce mogą dygotać jak u alkoholika, szczęka robić za drugi budzik, z czoła lać się pot a na spodniach pojawić plama moczu… lecz ona i tak będzie robić swoje. Wzięła do serca powiedzonko „Nieważne, jak mocno uderzasz, ale jak dużo jesteś w stanie znieść i nadal iść do przodu”.
ciekawostki
- Nie pije alkoholu, nic, zero, null. Wyznaje zasadę, że słowa najebanych to myśli trzeźwych i dlatego woli nadstawić uszka. Poza tym procenty kiepsko wpływają na logiczne myślenie oraz sprawność manualną, a ona woli zachować i jedno i drugie w idealnym stanie.
- Jest kimś w rodzaju okazjonalnej palaczki, co w jej rozumowaniu oznacza wyjaranie średnio dwóch papierosów tygodniowo. Bardzo pilnuje się aby nie przekroczyć tej wartości.
- Ateistka. Wiara we wszechmocne byty w jej mniemaniu zbyt mocno kłóci się z ogromem dziur w logice danego wyznania.
- Uwielbiała gry MMO w których liczył się zarówno refleks jak i odrobina pomyślunku, stąd jej miłość do m.in. serii Battlefield, Dead by Daylight, Hearts of Iron 4, Counter Strike (1.6 rulez!). Raczej nie zdradzała się z tym, że wspólnym mianownikiem tych tytułów była możliwość upokorzenia drugiej strony. Lubiła to uczucie dominacji. Z singlówek wręcz ubóstwiała chociażby remake Resident Evil (2 & 4), Cyberpunka, BG3 oraz obie Mafie. Miała zdecydowanie więcej gier na steamie niż czasu do ich ogrania.
- Lubi widok zarówno wyrobionych, męskich torsów jak i kształtnych kobiecych tyłków.
- Brzdąka na gitarze w bardzo ograniczonym zakresie. Efekt tych nielicznych, spokojniejszych i zarazem bezpieczniejszych wieczorów spędzonych przy tym instrumencie w drodze do Denver, już podczas apokalipsy. Czerpała wzorce od przeciętniaka, więc zapewne złapała już parę błędnych nawyków.
- Jest kimś w rodzaju okazjonalnej palaczki, co w jej rozumowaniu oznacza wyjaranie średnio dwóch papierosów tygodniowo. Bardzo pilnuje się aby nie przekroczyć tej wartości.
- Ateistka. Wiara we wszechmocne byty w jej mniemaniu zbyt mocno kłóci się z ogromem dziur w logice danego wyznania.
- Uwielbiała gry MMO w których liczył się zarówno refleks jak i odrobina pomyślunku, stąd jej miłość do m.in. serii Battlefield, Dead by Daylight, Hearts of Iron 4, Counter Strike (1.6 rulez!). Raczej nie zdradzała się z tym, że wspólnym mianownikiem tych tytułów była możliwość upokorzenia drugiej strony. Lubiła to uczucie dominacji. Z singlówek wręcz ubóstwiała chociażby remake Resident Evil (2 & 4), Cyberpunka, BG3 oraz obie Mafie. Miała zdecydowanie więcej gier na steamie niż czasu do ich ogrania.
- Lubi widok zarówno wyrobionych, męskich torsów jak i kształtnych kobiecych tyłków.
- Brzdąka na gitarze w bardzo ograniczonym zakresie. Efekt tych nielicznych, spokojniejszych i zarazem bezpieczniejszych wieczorów spędzonych przy tym instrumencie w drodze do Denver, już podczas apokalipsy. Czerpała wzorce od przeciętniaka, więc zapewne złapała już parę błędnych nawyków.
siła
2
zręczność
0
wytrzymałość
1
inteligencja
0
charyzma
0
zmysły
0
szczęście
0
ekwipunek
- Plecak o pojemności 20l
- Dwa noże: M48 Cyclone oraz M9
- Pistolet Glock 19 (45 pocisków w 3 magazynkach)
- Krótkofalówka
- Dwie butelki wody (0,5l + 1l)
- Odtwarzacz mp3 ze słuchawkami
- Powerbank
- Mapa stanu Kolorado
- Latarka
- Konserwa (gulasz)
- Paczka sucharów
- Kompas
- Bandaż elastyczny
- Papierośnica z papierosami (12 sztuk) oraz zapalniczka
- Dwa noże: M48 Cyclone oraz M9
- Pistolet Glock 19 (45 pocisków w 3 magazynkach)
- Krótkofalówka
- Dwie butelki wody (0,5l + 1l)
- Odtwarzacz mp3 ze słuchawkami
- Powerbank
- Mapa stanu Kolorado
- Latarka
- Konserwa (gulasz)
- Paczka sucharów
- Kompas
- Bandaż elastyczny
- Papierośnica z papierosami (12 sztuk) oraz zapalniczka
Wygląd
Bez wątpienia zalicza się do grona wyższych kobiet, gdyż mierzy niemalże 180 cm i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z konwencją rodzinną, jeszcze troszeczkę powinno wyciągnąć ją do góry. Wagę ma słuszną, bo lekko przekraczającą 76 kg. Sylwetka atletyczna z wyraźnie zarysowanymi mięśniami brzucha, ud i ramion. Rysy twarzy są ostre, oczka z bijącą w nich determinacją, zielone, po mamusi. Włosy naturalnie w kolorze ciemnego brązu, długie i często wiązane w kuc lub bardziej wymyślną formę, inspirowaną wikingami.
Ubiera się przede wszystkim praktycznie, bo jakżeby inaczej? Nie żeby miała na podorędziu szafę z innym zestawem. Na nogach ma zawsze solidne, skórzane obuwie typu glany. Spodnie ciemne, na wojskową modłę i z masą kieszeni. Kurtka solidna, czerwona niczym krew i wykonana z mocnego materiału przypominającego skórę, przez który aż tak łatwo ząbki się nie przebiją. Jedynie w przypadku t-shirtów ma zluzowaną dyscyplinę i zachowany do teraz egzemplarz jeszcze z domowej kolekcji przedstawia Gargamela.
Inne cechy szczególne? Znalazłyby się ze dwie. Pierwsze z nich jest blednący malunek, zębatka na szyi. Jej skóra służyła zamordowanej przyjaciółce jako swoiste płótno i ma do tego sentyment. Drugą są zdarte kostki na piąstkach, nawet pomimo korzystania z bandaży lub tkanin podczas treningów.
Ubiera się przede wszystkim praktycznie, bo jakżeby inaczej? Nie żeby miała na podorędziu szafę z innym zestawem. Na nogach ma zawsze solidne, skórzane obuwie typu glany. Spodnie ciemne, na wojskową modłę i z masą kieszeni. Kurtka solidna, czerwona niczym krew i wykonana z mocnego materiału przypominającego skórę, przez który aż tak łatwo ząbki się nie przebiją. Jedynie w przypadku t-shirtów ma zluzowaną dyscyplinę i zachowany do teraz egzemplarz jeszcze z domowej kolekcji przedstawia Gargamela.
Inne cechy szczególne? Znalazłyby się ze dwie. Pierwsze z nich jest blednący malunek, zębatka na szyi. Jej skóra służyła zamordowanej przyjaciółce jako swoiste płótno i ma do tego sentyment. Drugą są zdarte kostki na piąstkach, nawet pomimo korzystania z bandaży lub tkanin podczas treningów.
Historia
Never mind the darkness.
Never mind the storm.
Never mind the blood red moon.
The night will be over soon...
Trigger warning: gwałt, przemoc, tortury.
Urodziła się w Colorado Springs, zaś wychowywała… to bardzo dobre pytanie. Życie w wojskowej rodzinie wiązało się z jedną zasadniczą wadą, mianowicie częstą zmianą adresu zamieszkania, zależną od miejsca stacjonowania. Jak przez mgłę pamięta przebywanie u dziadków od strony ojca gdzieś w Kalifornii oraz wczesne dzieciństwo od tych od strony matki, w Colorado Springs. Nic więc dziwnego, że pomimo dobrych wyników w nauce, klasycznymi uwagami nauczycieli do matrony była zawsze kwestia trzymania się Violet na uboczu bardziej aniżeli mieściło się to w normie. Tylko co z tym miała zrobić Cassandra, której dokładano kolejnej papierkowej roboty, a już tym bardziej Jacob przebywający gdzieś za oceanem? Jej o to nie pytajcie, gdyż z przeszłości częściej wspomina różnego rodzaju pogawędki w tych tematach z wynajmowanymi niańkami. W przeciwieństwie do aspektu materialnego, emocjonalny był pełen niedociągnięć i zaniedbań. Taka była amerykańska rzeczywistość XXI wieku, zero-jedynkowy wybór między życiem rodzinnym lub intratną pracą, gdzie obydwie opcje miały kilka zalet i szereg wad.
Co do jednego Violet nie miała dylematu, przyszłej kariery zawodowej, mianowicie żołnierskiego fachu. Rzadkie widywanie się z rodzicami musiała zastępować newsami pojawiającymi się w mediach na ich temat oraz pomniejszymi ploteczkami. Spoglądając na ojca widziała człowieka sukcesu, którego majątek rozrastał się sprawnie, zaś wyróżnienia i awanse pojawiały regularnie. Matka z kolei… do dzisiaj nie jest pewna wielu rzeczy. Niby jest wojskową i też wspinała się po kolejnych szczeblach kariery, jednak wolniej i z różnymi kontrowersjami. Była świadkiem dwóch poważnych kłótni o charakterze zawodowym, które zaczęła łączyć z jej dziwnymi nawykami związanymi z ezoteryką. Nigdy jednak nie zdołała dokopać się do tego, o co tak naprawdę tam chodziło. Nic więc dziwnego, że to staruszka uznała za wzór godny naśladowania i podobnie jak on, pierwsze kroki chciała postawić w Akademii Wojskowej Stanów Zjednoczonych w West Point.
Ostatnie kilkanaście miesięcy spędziła mieszkając z dziadkami od strony matki pod Austins, do którego ci przenieśli się gdy młódka miała 10 lat. Tutaj kończyła też ostatnią ze szkół przed wyjazdem do Nowego Yorku i pójściem do Akademii. Nie powinno dziwić, iż dostanie się tam było wręcz formalnością, zarówno dzięki silnym plecom rodzinnym, zdanymi egzaminami wstępnymi oraz predyspozycjom fizycznym. Violet nie pozostawiała niczego przypadkowi i ostro drylowała samą siebie w tymże okresie. Jednocześnie wspomina ten okres z życia najlepiej, gdyż to właśnie tutaj nawiązała znajomości, które przetrwały do...
… końca świata?
Pierwsze dni apokalipsy pamięta jak przez mgłę, głównie urywki z desperackiej ucieczki przed truposzami w mieście które błyskawicznie upadło, zbieraniem wszystkiego co mogło się przydać i próbą dostania się do gospodarstwa dziadków. Tam nastąpił jeden z wielu gorzkich momentów w jej życiu, które miały kiełkować jeden po drugim. Zastała bardzo sugestywny obraz, babulinki ze śladem po postrzale w głowę, jej męża, którego rozkład jeszcze nie dopadł oraz grupkę ubitych zgniłków. Wpierw dobiła go, by dopiero po kilku godzinach pozwolić sobie na uronienie paru gorzkich łez. Dopiero nawiązanie kontaktu z ojcem, nim cywilna infrastruktura komunikacyjna nie padła na dobre, nadało jej chaotycznym działaniom znamion porządku. Wiedziała, że żyje, on i mateczka, oraz są w Denver. Tam też miała zamiar skierować swoje cztery litery, w końcu to tylko 904 mile…
Nie podjęła tego przedsięwzięcia sama. W międzyczasie zebrała wokół siebie niewielką grupkę złożoną z trzech duszyczek: Sally będącej jej najlepszą przyjaciółką oraz dwóch chłopaczków z sąsiedztwa których znała z widzenia. Plan był prosty, trzymać się głównych dróg i zapasów (zwykle żywności i paliwa) szukać w mniejszych ośrodkach, bo im większe skupisko miejskie tym znaczniejsza ilość potencjalnych umarlaków. W praktyce wychodziło to całkiem nieźle, lecz wkrótce pewna banalna z perspektywy prawda wyszła na światło dzienne. Największym zagrożeniem nie była horda nieumarłych, lecz inni ludzie. Na szlaku Vi widziała wiele rzeczy, lecz najbardziej zapadła w jej pamięć scena w której strzelono 12-latkowi w twarz, byle odebrać mu z rąk puszkę fasolki…
W prawdziwą kabałę wpadli na południe od Breckenridge. Zostali zatrzymani przed zgraję szumowin, która miała przygotowany dla nich repertuar gorszy niż samo obrabowanie, tudzież kulka w potylicę.
Z dwóch pojmanych kobiet to Sally była tą ładniejszą, więc to z nią grupa siedmiu łajdaków postanowiła zabawić się najpierw, przeplatając gwałty z torturami. Skala okrucieństwa była wystarczająca by w przeciągu jednej nocy dziewczynę wykończyć. Z kolei próby reakcji przetrzymywanej w pokoju obok trójcy pacyfikowano szybko, z jednym tylko pechem, jeden z adwersarzy przywalił Violet o tyle niefortunnie, iż rura do której przytwierdzono jej więzy została poluzowana…
To pozwoliło jej na pozbycie się sznura, choć sporo to zajęło, i uwolnienie dwójki towarzyszy. Z dalszym planem ucieczki było dużo gorzej, zostali przyłapani i w wyniku szarpaniny kolejna osóbka z jej grupy straciła życie. Niby jednego z napastników uszkodzili wystarczająco by ten nie mógł ruszyć za nimi w pościg, lecz nadal stosunek sił wynosił 2:6 na własną niekorzyść. Jakby tego było mało, musieli polegać wyłącznie na własnych nogach i bardzo niewielkiej ilości ekwipunku, który zdołali zgarnąć nim wszystkiego szlag trafił. Strona przeciwna miała dostęp do pojazdów i m.in. karabinów szturmowych, więc kolejna konfrontacja była kwestią czasu.
W desperackim ruchu obydwoje rozdzielili się, w nadziei iż przynajmniej jednej osobie uda się czmychnąć. Dla Violet los okazał się wyjątkowo łaskawy, gdyż za nią udała się raptem dwójka, lecz to i tak było za wiele, bo po krótkiej wymianie ognia doszło do walki wręcz. Skończyłaby marnie, wpierw dostałaby solidne manto, a później zapewne los kogoś tak kłopotliwego byłby gorszy od Sally, gdyby nie patrol zwiadowców z Breckenridge. Panowie, będący wyjątkowo wokalnymi z tym co zrobią z uciekinierką, postawili siebie w roli celu do pacyfikacji. W konsekwencji jeden z nich zginął nim zdołał unieść karabin, zaś drugi szybko znalazł się na ziemi, okładany przez Vi.
Do teraz nie ma pewności za którym uderzeniem usłyszała odgłos łamanych kości, jednak nawałnica uderzeń z jej strony i tak okazała się niewystarczająca. Facet zmobilizował resztkę własnych sił i próbował ciąć ją nożem, co udało mu się w bardzo niewielkim stopniu, gdyż zostawił na facjacie dziewczyny zaledwie dwa maleńkie ślady. To właśnie w tym momencie Violet puścił wszelkie hamulce i zamiast pięści, użyła leżącego w zasięgu ręki kamienia… Nim ją odciągnięto, zdążyła uderzyć gościa zaledwie jeden raz, jednak to wystarczyło aby jego oczka zamknęły się na zawsze.
Nic dziwnego, że została skrępowana i konwojenci w osobie Maxa i Kate podchodzili do niej z rezerwą przez pierwszą połowę trasy i trzymali rękę na przysłowiowym spuście. Jak by nie patrzeć mieli do czynienia z morderczynią. Na ile swój wizerunek ociepliła, będąc wyjątkowo szczerą i detaliczną w opisie wydarzeń które sprawiło, że znalazła się tam w takich a nie innych okolicznościach, czas pokaże. Tak czy inaczej późniejsze oględziny miejsca zbrodni zdawały się wskazywać na prawdomówność Vi.
Za to szanowny Pan Generał i Pani Kapitan musieli być mocno zdziwieni dostawą świeżaczka do obozu, którym okazała się ich pierworodna. Na pewno wyglądała inaczej niż to sobie zapamiętali, bardziej „kolorowo”, przypominając stereotypowego dzieciaka z seriali w fazie młodzieńczego buntu aniżeli przyszłą kadetkę prestiżowej akademii wojskowej. Gdy do tego doszedł raport o okolicznościach towarzyszących przechwyceniu, zwłaszcza mateczka minę miała nietęgą, na oko Vi coś z kategorii „ale jak to zabiła?”. Staruszek nie wydawał się tym aż tak zaskoczony, w końcu od dekad miał krew na rękach i czort wie co wyprawiał na misjach, a nie zostało to odnotowane w oficjalnym raporcie. Tego dnia wiele kwestii pozostało niewypowiedzianych, co najwyżej odłożonych na niedaleką przyszłość, do czasu aż emocje nieco opadną. Zamiast tego rozmowa zeszła na praktyczny tor, gdyż rodzinne niuanse to jedno, a potrzeba dalszego rozwoju obozu to drugie – do jakich zadań oddelegować Violet?
- Zwiadowczych – odparła bez namysłu, gdy tylko poznała ogólną organizację tego miejsca.
Potrafiła przedstawić argumenty „za”, w końcu przebyła długą i niebezpieczną drogę z Austins do Breckenridge, więc coś dobrze robić musiała. Niezdolną do walki panienką też nie była, co ostatnie kilkadziesiąt godzin ukazało dobitnie, już pomijając jej przygotowanie do żołnierskiego rzemiosła. I wreszcie ostatnie, chciała odnaleźć ostatniego z jej grupki, zaginionego kompana. Jedyne co pominęła to chęć zapierdolenia tamtych bandziorów.
Po obowiązkowej kwarantannie przeszła pod rozkazy Sanda, jednak słowa te trudno przeszły jej ojcu przez gardło i sam nie był do końca przekonany, czy powinien córce na to pozwolić. Na tyle na ile go znała, raczej słabo, wnioskowała iż wolałby mieć ją pod ręką, w dywizji bezpieczeństwa. Jednak decyzja zapadła i chrzest bojowy wszystko zweryfikuje.
O ile w ogóle go przetrwa.
Urodziła się w Colorado Springs, zaś wychowywała… to bardzo dobre pytanie. Życie w wojskowej rodzinie wiązało się z jedną zasadniczą wadą, mianowicie częstą zmianą adresu zamieszkania, zależną od miejsca stacjonowania. Jak przez mgłę pamięta przebywanie u dziadków od strony ojca gdzieś w Kalifornii oraz wczesne dzieciństwo od tych od strony matki, w Colorado Springs. Nic więc dziwnego, że pomimo dobrych wyników w nauce, klasycznymi uwagami nauczycieli do matrony była zawsze kwestia trzymania się Violet na uboczu bardziej aniżeli mieściło się to w normie. Tylko co z tym miała zrobić Cassandra, której dokładano kolejnej papierkowej roboty, a już tym bardziej Jacob przebywający gdzieś za oceanem? Jej o to nie pytajcie, gdyż z przeszłości częściej wspomina różnego rodzaju pogawędki w tych tematach z wynajmowanymi niańkami. W przeciwieństwie do aspektu materialnego, emocjonalny był pełen niedociągnięć i zaniedbań. Taka była amerykańska rzeczywistość XXI wieku, zero-jedynkowy wybór między życiem rodzinnym lub intratną pracą, gdzie obydwie opcje miały kilka zalet i szereg wad.
Co do jednego Violet nie miała dylematu, przyszłej kariery zawodowej, mianowicie żołnierskiego fachu. Rzadkie widywanie się z rodzicami musiała zastępować newsami pojawiającymi się w mediach na ich temat oraz pomniejszymi ploteczkami. Spoglądając na ojca widziała człowieka sukcesu, którego majątek rozrastał się sprawnie, zaś wyróżnienia i awanse pojawiały regularnie. Matka z kolei… do dzisiaj nie jest pewna wielu rzeczy. Niby jest wojskową i też wspinała się po kolejnych szczeblach kariery, jednak wolniej i z różnymi kontrowersjami. Była świadkiem dwóch poważnych kłótni o charakterze zawodowym, które zaczęła łączyć z jej dziwnymi nawykami związanymi z ezoteryką. Nigdy jednak nie zdołała dokopać się do tego, o co tak naprawdę tam chodziło. Nic więc dziwnego, że to staruszka uznała za wzór godny naśladowania i podobnie jak on, pierwsze kroki chciała postawić w Akademii Wojskowej Stanów Zjednoczonych w West Point.
Ostatnie kilkanaście miesięcy spędziła mieszkając z dziadkami od strony matki pod Austins, do którego ci przenieśli się gdy młódka miała 10 lat. Tutaj kończyła też ostatnią ze szkół przed wyjazdem do Nowego Yorku i pójściem do Akademii. Nie powinno dziwić, iż dostanie się tam było wręcz formalnością, zarówno dzięki silnym plecom rodzinnym, zdanymi egzaminami wstępnymi oraz predyspozycjom fizycznym. Violet nie pozostawiała niczego przypadkowi i ostro drylowała samą siebie w tymże okresie. Jednocześnie wspomina ten okres z życia najlepiej, gdyż to właśnie tutaj nawiązała znajomości, które przetrwały do...
… końca świata?
Pierwsze dni apokalipsy pamięta jak przez mgłę, głównie urywki z desperackiej ucieczki przed truposzami w mieście które błyskawicznie upadło, zbieraniem wszystkiego co mogło się przydać i próbą dostania się do gospodarstwa dziadków. Tam nastąpił jeden z wielu gorzkich momentów w jej życiu, które miały kiełkować jeden po drugim. Zastała bardzo sugestywny obraz, babulinki ze śladem po postrzale w głowę, jej męża, którego rozkład jeszcze nie dopadł oraz grupkę ubitych zgniłków. Wpierw dobiła go, by dopiero po kilku godzinach pozwolić sobie na uronienie paru gorzkich łez. Dopiero nawiązanie kontaktu z ojcem, nim cywilna infrastruktura komunikacyjna nie padła na dobre, nadało jej chaotycznym działaniom znamion porządku. Wiedziała, że żyje, on i mateczka, oraz są w Denver. Tam też miała zamiar skierować swoje cztery litery, w końcu to tylko 904 mile…
Nie podjęła tego przedsięwzięcia sama. W międzyczasie zebrała wokół siebie niewielką grupkę złożoną z trzech duszyczek: Sally będącej jej najlepszą przyjaciółką oraz dwóch chłopaczków z sąsiedztwa których znała z widzenia. Plan był prosty, trzymać się głównych dróg i zapasów (zwykle żywności i paliwa) szukać w mniejszych ośrodkach, bo im większe skupisko miejskie tym znaczniejsza ilość potencjalnych umarlaków. W praktyce wychodziło to całkiem nieźle, lecz wkrótce pewna banalna z perspektywy prawda wyszła na światło dzienne. Największym zagrożeniem nie była horda nieumarłych, lecz inni ludzie. Na szlaku Vi widziała wiele rzeczy, lecz najbardziej zapadła w jej pamięć scena w której strzelono 12-latkowi w twarz, byle odebrać mu z rąk puszkę fasolki…
W prawdziwą kabałę wpadli na południe od Breckenridge. Zostali zatrzymani przed zgraję szumowin, która miała przygotowany dla nich repertuar gorszy niż samo obrabowanie, tudzież kulka w potylicę.
Z dwóch pojmanych kobiet to Sally była tą ładniejszą, więc to z nią grupa siedmiu łajdaków postanowiła zabawić się najpierw, przeplatając gwałty z torturami. Skala okrucieństwa była wystarczająca by w przeciągu jednej nocy dziewczynę wykończyć. Z kolei próby reakcji przetrzymywanej w pokoju obok trójcy pacyfikowano szybko, z jednym tylko pechem, jeden z adwersarzy przywalił Violet o tyle niefortunnie, iż rura do której przytwierdzono jej więzy została poluzowana…
To pozwoliło jej na pozbycie się sznura, choć sporo to zajęło, i uwolnienie dwójki towarzyszy. Z dalszym planem ucieczki było dużo gorzej, zostali przyłapani i w wyniku szarpaniny kolejna osóbka z jej grupy straciła życie. Niby jednego z napastników uszkodzili wystarczająco by ten nie mógł ruszyć za nimi w pościg, lecz nadal stosunek sił wynosił 2:6 na własną niekorzyść. Jakby tego było mało, musieli polegać wyłącznie na własnych nogach i bardzo niewielkiej ilości ekwipunku, który zdołali zgarnąć nim wszystkiego szlag trafił. Strona przeciwna miała dostęp do pojazdów i m.in. karabinów szturmowych, więc kolejna konfrontacja była kwestią czasu.
W desperackim ruchu obydwoje rozdzielili się, w nadziei iż przynajmniej jednej osobie uda się czmychnąć. Dla Violet los okazał się wyjątkowo łaskawy, gdyż za nią udała się raptem dwójka, lecz to i tak było za wiele, bo po krótkiej wymianie ognia doszło do walki wręcz. Skończyłaby marnie, wpierw dostałaby solidne manto, a później zapewne los kogoś tak kłopotliwego byłby gorszy od Sally, gdyby nie patrol zwiadowców z Breckenridge. Panowie, będący wyjątkowo wokalnymi z tym co zrobią z uciekinierką, postawili siebie w roli celu do pacyfikacji. W konsekwencji jeden z nich zginął nim zdołał unieść karabin, zaś drugi szybko znalazł się na ziemi, okładany przez Vi.
Do teraz nie ma pewności za którym uderzeniem usłyszała odgłos łamanych kości, jednak nawałnica uderzeń z jej strony i tak okazała się niewystarczająca. Facet zmobilizował resztkę własnych sił i próbował ciąć ją nożem, co udało mu się w bardzo niewielkim stopniu, gdyż zostawił na facjacie dziewczyny zaledwie dwa maleńkie ślady. To właśnie w tym momencie Violet puścił wszelkie hamulce i zamiast pięści, użyła leżącego w zasięgu ręki kamienia… Nim ją odciągnięto, zdążyła uderzyć gościa zaledwie jeden raz, jednak to wystarczyło aby jego oczka zamknęły się na zawsze.
Nic dziwnego, że została skrępowana i konwojenci w osobie Maxa i Kate podchodzili do niej z rezerwą przez pierwszą połowę trasy i trzymali rękę na przysłowiowym spuście. Jak by nie patrzeć mieli do czynienia z morderczynią. Na ile swój wizerunek ociepliła, będąc wyjątkowo szczerą i detaliczną w opisie wydarzeń które sprawiło, że znalazła się tam w takich a nie innych okolicznościach, czas pokaże. Tak czy inaczej późniejsze oględziny miejsca zbrodni zdawały się wskazywać na prawdomówność Vi.
Za to szanowny Pan Generał i Pani Kapitan musieli być mocno zdziwieni dostawą świeżaczka do obozu, którym okazała się ich pierworodna. Na pewno wyglądała inaczej niż to sobie zapamiętali, bardziej „kolorowo”, przypominając stereotypowego dzieciaka z seriali w fazie młodzieńczego buntu aniżeli przyszłą kadetkę prestiżowej akademii wojskowej. Gdy do tego doszedł raport o okolicznościach towarzyszących przechwyceniu, zwłaszcza mateczka minę miała nietęgą, na oko Vi coś z kategorii „ale jak to zabiła?”. Staruszek nie wydawał się tym aż tak zaskoczony, w końcu od dekad miał krew na rękach i czort wie co wyprawiał na misjach, a nie zostało to odnotowane w oficjalnym raporcie. Tego dnia wiele kwestii pozostało niewypowiedzianych, co najwyżej odłożonych na niedaleką przyszłość, do czasu aż emocje nieco opadną. Zamiast tego rozmowa zeszła na praktyczny tor, gdyż rodzinne niuanse to jedno, a potrzeba dalszego rozwoju obozu to drugie – do jakich zadań oddelegować Violet?
- Zwiadowczych – odparła bez namysłu, gdy tylko poznała ogólną organizację tego miejsca.
Potrafiła przedstawić argumenty „za”, w końcu przebyła długą i niebezpieczną drogę z Austins do Breckenridge, więc coś dobrze robić musiała. Niezdolną do walki panienką też nie była, co ostatnie kilkadziesiąt godzin ukazało dobitnie, już pomijając jej przygotowanie do żołnierskiego rzemiosła. I wreszcie ostatnie, chciała odnaleźć ostatniego z jej grupki, zaginionego kompana. Jedyne co pominęła to chęć zapierdolenia tamtych bandziorów.
Po obowiązkowej kwarantannie przeszła pod rozkazy Sanda, jednak słowa te trudno przeszły jej ojcu przez gardło i sam nie był do końca przekonany, czy powinien córce na to pozwolić. Na tyle na ile go znała, raczej słabo, wnioskowała iż wolałby mieć ją pod ręką, w dywizji bezpieczeństwa. Jednak decyzja zapadła i chrzest bojowy wszystko zweryfikuje.
O ile w ogóle go przetrwa.